I jak tu się nie irytować... że niby ze sHameryki do nas dotarło to świętowanie halołinowe... te dynie i inne popkulturowe cudactwa. Wypowiada się niepochlebnie kościół, choć nie tylko...
Moi drodzy nie zapominajcie, że święto to zawdzięczacie swoim pogańskim praprzodkom żyjącym na terenach obecnej Rzeczpospolitej... Dziady, o których tu piszę są przedchrześcijańskim obrzędem Słowian obchodzonym dwa razy w roku – wiosną i jesienią. Jego zasadniczym celem było nawiązanie kontaktu z duszami zmarłych i pozyskanie ich przychylności. Światła, które ongiś palono, aby ułatwić duszom zmarłych przodków odnalezienie drogi do domu na przygotowaną strawę, przetrwały do naszych czasów w formie zniczy na cmentarzach. A tak popularne dynie, to nic innego, jak karaboszki, czyli w dawnych czasach rzeźbione w drewnie maski przedstawiające duchy przodków.
Przykre jest, że w Polsce nie uczymy naszych dzieci pięknych tradycji i mitologii słowiańskiej... wszyscy za to wiedzą kto to Zeus... ehhh
Podsumowując Halloween. Piękna tradycja w formie dość kiczowatej, bo z USA... miłe bo kościół na tym już kaski oj nie zarobi, oj nie.... :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz